Zwyczaj wywodzi się z dawnych obchodów Dyngusa – wesołego, głośnego pochodu organizowanego przez młodych mężczyzn, który miał symbolicznie przepędzać zimę i zapewnić dobre plony.
Uczestnicy przebierali się między innymi za chłopa, babę, kominiarza, niedźwiedzia czy chochoła, hałasując i odwiedzając gospodarstwa.
Dawniej za swoje występy otrzymywali przede wszystkim jedzenie, z którego później organizowano wspólną wiejską biesiadę. Dziś w Zbrudzewie wciąż pielęgnuje się ten lokalny obrzęd – z nowym celem. Zamiast jadła zbierane są datki, które trafiają na cele charytatywne. W tym roku zbiórka dedykowana była Mikołajowi Leśniewskiego – 17-miesięcznemu mieszkańcowi Grzymysławia, który urodził się jako skrajny wcześniak w 24. tygodniu ciąży. Zmaga się z wieloma poważnymi chorobami – m.in. dysplazją oskrzelowo-płucną i uszkodzeniami układu nerwowego. Mikołaj potrzebuje specjalistycznej opieki lekarskiej i intensywnej rehabilitacji. Tegoroczna trasa korowodu była niemal identyczna jak w latach ubiegłych – przez wieś przeszedł barwny pochód młodzieży, która zgodnie z tradycją „murzyła” spotkanych mieszkańców sadzą.
Kominiarze przyznawali, że w przypadku murzenia opór jest daremny. Każdy kto uciekał przed kominiarzami lub nie dawał się posmarować sadzą, został omurzony przynajmniej na całej twarzy.
Murzenie i całe wielkanocne kolędowanie to trudna i wyczerpująca praca. Dla kominiarzy coś na ząb przygotowały gospodynie domowe „Zbrudzewianki”.
Po raz drugi w wielkanocny poniedziałek do Zbrudzewa zawitały Śremskie klasyki, a właściwie nie tylko Śremie, bo z całej Wielkopolski. Mowa o zabytkowych i nie tylko autach, motocyklach, czy nawet rowerach.
Na placu przed świetlicą wiejską zgromadziło się rekordowe blisko 100 pojazdów.